Niedawno przyszedł do naszego lekarza kolejny biegacz z podejrzeniem złamania zmęczeniowego piszczeli. U niego to na razie tylko podejrzenie, które może zweryfikować specjalistyczne badanie rezonansem magnetycznym. Przypominała mi się jednak historia młodego biegacza, dokładnie z tym problemem. Artur pracuje w służbach mundurowych, ma 37 lat.. Na poważnie biega od 5 lat i wspiera go cała 3 osobowa rodzinka plus pies rasy wyżeł. Sprawny był zawsze, bo przecież musiał dostać się do szkoły a tam wymagają bardzo dobrej kondycji fizycznej. Właściwie jego przygoda z bieganiem a może bardziej joggingiem trwała od liceum, wtedy była to tylko zabawa i dbanie o sylwetkę.. Zresztą wtedy gdy on chodził do liceum bieganie nie było popularne, a na biegaczy patrzyło się co najmniej jak na szalonych. Artur jest dobrze zbudowany i słusznego wzrostu (około 185cm). Kiedy 5 lat temu jego przełożony wysłał go na pierwsze zawody biegowe, nie był specjalnie zachwycony. Przecież zawsze robił to dla siebie, a tu nagle trzeba jechać 200km i rywalizować, podczas gdy on nie ma na to ochoty. Ale propozycja szefa (czytaj rozkaz), była nie do odrzucenia. Pojechał więc i wystartował w biegu na niecałe 10 km po wydmach. Znalazł się w środku stawki, ale jak na pierwsze zawody i to tak naprawdę bez trenowania(bo jego joggingu, nie można było tak nazwać), było to bardzo dobre miejsce. Podczas tego biegu wszystko się pozmieniało, poczuł przypływ siły i adrenaliny, a po skończonym biegu ogromną radość. Tylko pozdzierane do krwi stopy w oficerkach, mówiły , ze już więcej tak nie chcą. Dostał pochwałę od szefa, ale nie to było najważniejsze. Zapragnął rywalizacji i prawdziwego biegania. Zrozumiał, że to co wcześniej robił było tylko przyjemnym obowiązkiem, teraz chciał się zająć tym na poważnie. Znalazł sobie plany treningowe, kupił buty i zaczął z zapałem trenować. Pierwszy rok dla większości rozpoczynających trening jest czasem największego progresu. Każdy bieg to życiówka i coraz więcej się chce. Artur stratował w bardzo wielu biegach. Po 4 latach w maratonie biegał 3.20, ale tej magicznej liczby nie mógł przekroczyć. Zaczął szukać nowych planów treningowych, ćwiczeń siły biegowej. Dwa razy w tyg wprowadził bieganie ćwiczenia siły biegowej a w niej skipów, crosów, podbiegów. Do tego wydłużył objętość biegania o około 30%, biegając 90-100km tygodniowo. Dwa miesiące udało się tak trenować i wtedy przyszedł kryzys. Zaczęło go boleć kolano, a dokładnie po przyśrodkowej stronie(wewnętrznej) pod kolanem. Ból był tak silny, ze przestał trenować, bolało, go nawet podczas pełnienia służby, czy szybkiego marszu z dzieciakami. Po miesiącu czekania na wizytę u ortopedy, dowiedział się, ze ma zwyrodnienia i żeby sobie odpuścił bieganie, jak chce w przyszłości chodzić. Artur był w szoku. Po powrocie do domu przeanalizował całą sytuację i zrozumiał, że lekarz też może się mylić, ze bez żadnych badań, nie może stwierdzić czy to rzeczywiście zwyrodnienia. Poszukał, więc innego ortopedę. Ten zlecił mu rezonans magnetyczny. Opis badania, nie wskazywał na żadną poważną patologię, ale lekarz powiedział, że musi zaprzestać biegania, bo to mogą być w przyszłości zmiany zwyrodnieniowe. Zapytał go o historię rodziny, okazało się, ze jego dziadkowie mają problemy i biodrami, biodrami jego mama ze stopą. Diagnoza, więc było jednoznaczna- odziedziczył Pan problemy ze stawami, więc nie dla Pana jest bieganie. Artur jednak nie mógł przeboleć, ze to co zaczęło mu dawać tak wielką radość, musi zakończyć na zawsze. Przestał biegać, bo cóż mógł robić. Pod kolanem czuł ból, z miesiąc na miesiąc mniejszy, ale jak tylko próbował podbiegać odczuwał go dokładnie. Spotkaliśmy się po jego półrocznym „niebieganiu”. Kibicował znajomym. Podszedł do mnie i zaczęliśmy rozmawiać. Wtedy był już na etapie bieganie po 4 km 2x tyg. Ból był zdecydowanie mniejszy a nawet zapominał o nim. Zaproponowałam mu wizytę u naszego specjalisty od kończyny dolnej dr. Piotra. Doktor dokładnie go zbadał, przeprowadził wnikliwy wywiad i obejrzał badanie MRI. Kolano miał zupełnie zdrowe, jednak uwagę doktora przykuło miejsce na piszczeli. Niestety badanie obejmowało kolano, więc w tym miejscu nie było dobrego obrazu. Miejsce na piszczeli pokrywało się z tym co pokazywał Artur. Dla dokładnego zdiagnozowanie problemu i wykluczenia najgorszych ewentualności, lekarz zlecił wykonanie tomografią komputerową, badanie piszczeli. Na szczęście okazało się, że było to już praktycznie wyleczone złamanie zmęczeniowe piszczeli. To stadium samoleczenia pozwalało już na rozpoczęcie treningów. Lekarz wyjaśnił mu, ze to, ze ktoś ma problemy ze stawami mając 80 lat, nie oznacza, ze są to choroby dziedziczne. W pewnym wieku rzeczywiście prawie każdy ma zwyrodnienia, ale jedni odczuwają ból a inni nie. Nie powinniśmy więc zapętlić się myślami, ze mamy zmiany zwyrodnieniowe.
Trzeba jednak było znaleźć przyczynę problemu. Zbadaliśmy u niego, ze miednica jest mocno zrotowana, przez co w badaniu dystrybucji ciężaru ciała (rozkładu na prawą i lewą kończynę), wyszło, że ta boląca noga była obciążona około 8 kg bardziej. To znaczna różnica i pomimo, że podświadomie powinien odciążać nogę, on cały czas ją przeciążał. Artur miał też problem z wyprostem kolan, brakowało mu kilku stopni, do pozycji neutralnej. Budowa stóp też mogła wpływać na kontuzję, która go dotknęła. Obie stopy wydrążone, czyli takie z wysokim podbiciem, przy czy ta od bolącej piszczeli, była bardzie wydrążona. Artur tego nigdy nie zauważył, bo kto dokładnie przygląda się swoim stopom. Miał też bardzo napięte mięśnie łydki. Zmobilizowaliśmy, więc miednicę, tak, żeby ją wyrównać, żeby nie było funkcjonalnego skrócenia i przeciążania jednej nogi. Rozluźniłam mu rozcięgno podeszwowe i całą stopę. Pokazałam jak ma to robić sam, rozgniatając codziennie kilka minut piłeczkę tenisową. Pokazałam, jak ma rozciągać łydkę.
Co więc było przyczyna jego problemu?
Hipotezy:
Artur wrócił do biegania, dalej trenuje, ale już z większą uwagą. Zmniejszył ćwiczenia siły biegowej, na rzecz : raz w tyg siłowni, raz biegania crosów. Rozciąga się, rozgniata piłeczkę. Odpoczął pół roku, 4 miesiące wracał do kondycji sprzed kontuzji. Zrobił życiówkę w Dębnie- 3.15